wtorek, 2 kwietnia 2013

Jeszcze o urodzinach

Antkowi spodobało się otrzymywanie prezentów. Cóż, kto tego nie lubi. Na święta piekliśmy babeczki. Wygladały ślicznie. Antek te nie mógł im sie oprzeć. Wziął jedną z babeczek, wetknął w nią zapałkę kazał babci zapalić a potem oznajmił, że ma urodziny więc niech mu babcia spiewa sto lat. No to babcia chcąc zrobić przyjemność wnukowi zaspiewała. Po czym Antek oświadczył: babciu skoro ja mam dziś urodziny to daj mi prezent :)

wtorek, 26 lutego 2013

Indygo czy może zwykły łobuz

Dziś w internecie znalałzam artykuł o dzieciach indygo. Oto jego fragment: ''Nie wysiedzą w szkolnej ławce, zignorują polecenie nauczyciela, wyprowadzą ekscentrycznym zachowaniem rodzica z równowagi, ale nikt nie odmówi im wysokiego ilorazu inteligencji. W połączeniu z twórczym myśleniem i żywiołowością stanowi to prawdziwie wybuchową mieszankę. Mają miliony pomysłów i wszystkie chcą zrealizować, jedynie brak im wytrwałości w ich realizacji. Wierzą w wyższe cele, to mali idealiści i demokraci, traktują wszystkich równo. W ich świecie ważne miejsce zajmują zwierzęta i rośliny. To dzieci niesamowicie empatyczne i hojne. Skupione na wielkich planach, marzeniach, ideach, często żyją w swoim świecie oderwanym od realiów takich jak choćby pościelenie po sobie przysłowiowego łóżka. Nie znoszą żadnych nakazów, zakazów, przejawu władzy nad sobą". Hmm jakbym czytała o Tolku ha ha

słowniczek czyli jak zrozumieć trzylatka
- pacheti - spagetti,
- chapy - farby,
- bachan - bałwan cdn

Urodziny

Nawet nie zauważyłam kiedy mój trzylatek stał się czterolatkiem (noo prawie).
Oczywiście obiecałam mu na urodziny jakiś fantastyczny prezent. Wymyslania było, że ho ho w końcu stanęło na Złomku i Mańku (bohaterowie filmu auta). Ale skoro prezenty obiecane to teraz trzeba się dowiedzieć kiedy te urodziny! Ileż się natłumaczyłam, że urodziny będzie miał w marcu. A co to ten marzec? kolejny wykład. Kiedy już byłam pewna swojego sukcesu Antek ni stąd i z owąd zapytał: mamo a pojedziemy do tego marca? Ręce mi opadły.

poniedziałek, 24 września 2012

żeby kózka nie skakała

Olek złamał palec. Ten od "powitań" z tym, że u lewej ręki. A jak do tego doszło. To wszystko wina mojej mamy(hehe), bo wpadła na pomysł, żeby kupić chłopakom piłki rehabilitacyjne. I własnie zabawa na takiej piłce skończyła się tak jak się skończyła, czyli złamanym palcem środkowym lewej ręki u Olka. 
Siedzieli obaj na piłce Antek z tyłu Olek z przodu. Antek ciągnął Olka, aż w końcu ten stracił równowagę i obaj upadli do tyłu. Antek uderzył głową w kant łóżka Olek zaczepił palcem. Nie wyglądało to poważnie, jednak pojechaliśmy na pogotowe. Złamanie ze skręceniem. Szyna gipsowa i do kontroli do ortopedy.
W wyznaczonym terminie poszliśmy do ortopedy. Ponownie dostaliśmy skierowanie na prześwietlenie palucha, więc udaliśmy się rentgen. Olek ma już 9 lat więc nie weszłam z nim do sali prześwietleń, ale jak usłyszałam, że ma zdjąć buty trochę mnie to zdziwiło. No ale cóż, lekarz chyba wie co robi. 
Na zdjęcie czeka sie kilka minut, więc grzecznie czekaliśmy. Po chwili pan doktor przyszedł i powiadomił nas, że zdjęcie trzeba powtórzyć.
Zdziwiłam się dlaczego? Ponieważ prześwietlono nie tę kończynę - powiedział pan doktor pokazując mi siekorwanie. Na skierowaniu było napisane "śródręcze prawe" . Pomyślałam w pierwszej chwili, że pomylili ręce bo złamany palec był u lewej!!!!!! ręki!!!! Ale nie! zrobiono mu prześwietlenie stopy nie dłoni...

słowniczek czyli jak zrozumieć trzylatka:
- dołcha - głowa,
- buś - brzuch,
- misiami mata - szmata z misiami, a dokładniej mówiąc ulubiona pieluszka - przytulanka,
- jujec Pacha - wujek Paweł,
- tatobuś - autobus,
- pecioje - przedszkole, cdn

czwartek, 6 września 2012

Każdy ma jakiegoś bzika

Każdy ma jakiegoś bzika,
Każdy jakieś hobby ma,
A ja w domu mam chomika,
Kota, rybki oraz psa.

To fragment piosenki, którą spiewałam jak byłam mała. I teraz tak mi się przypomniał, gdy moje dziecko zaczęło znosić do domu różnego rodzaju paskudztwa z zamiarem hodowania ich. Mimo iż po naszym mieszkaniu kręcą się niezliczone ilości kotów to jednak chęć posiadania własniego zwierzątka zwyciężyła Tolka.
Przyszedł raz z podwórka z biedronką na palcu i oświadczył, że będzie ją  hodował: karmił, pilnował i oczywiście się z nią bawił. Ha, nie śmiałam nawet pytać co rozumie oprzez "bawić się".  Tak więc biedronka miała stać sie naszym nowym domownikiem. 
Antek bardzo zaaferowany był swoją zdobyczą. Nosił ją, pokazywał, oczywiście cały czas z zamiarem jej hodowania. Trwało to do czasu, aż biedronka spadła mu z palucha i potoczyła się w bliżej nieokreślonym kierunku. Oczywiscie się już nie odnalazła. Rozpacz nie trwałą długo, bo jeszcze tego samego dnia przytaszczył do domu gasienice.Te z kolei spotkały się z moim gwałtownym sprzeciwem w związku z czym wróciły tam skąd przyszły.
Po gasienicach przyszła kolej na ślimaka. Niestety i  ślimaka nie czekało ciepłe przyjęcie. Starałam się Tośkowi wytłumaczyć, że slimaki mieszkają na trawce i najlepiej czują sie na podwórku itd. Ale on i tak wiedział swoje. Pomyślałam więc, że dam sobie spokój a slimak i tak jakimś cudem opuści nasz dom. 
Nie czekałam długo. Antek po kilku minutak wyszedł z pokoju i oznajmił, że ślimaka  nie ma. Pytam - jak to nie ma? gdzie go dałeś?
- Nie ma. Poleciał - oznajmił Antek.
- Ale dziecko jak poleciał? przecież slimaki nie latają ! stwierdziłam z oburzeniem.
- Ale ten poleciał.... z beztroską oznajmił Antek. Domyśliłam się, że ślimak najzwyczajniej w świecie został wyrzucony za balkon.

środa, 29 sierpnia 2012

Babcia wie najlepiej

To wydarzenie miało miejsce dość dawno, ale mam nadzieję, że babcie które to przeczytają wezmą sobie do serca...
Antek miał wtedy niewiele ponad rok. Pojechaliśmy do babci z wizytą. Babcia jak babcia chciałaby jak najlepiej dla swoich wnucząt, szczególnie je nakarmić. Tak więc babcia nagotowała gar zupy buraczkowej, żeby dzieciaczki miały co jeść. A tak swoją drogą zastanawiam się ile maluchów tak naprawdę lubi zupę buraczkową hmmm ja znam co prawda jednego, który lubił ale juz mu przeszło;). W porze obiadku postanowiła nakarmić zupką Antosia. Próbowałam tłumaczyć, że Antek nie jada zup, bo ich zwyczajnie nie lubi. jedyną zupą jaką toleruje jest rosół z dużą ilościa makaronu. Poza tym od jakiegoś czasu jadał już sam więc ja ograniczałam się tylko do postawienia mu talerza z jedzeniem pod nosem.Oczywiście oburzona babcia stwierdziłą: "no jak dziecko może nie jeść zup! i co ja mu wmawiam, że on jadł nie będzie!!." Antek nie należy do niejadków, a że zup nie lubi... cóż. Dałam sobie spokój z próbą przekonania upartej babki, bo doskonale wiem, jak reaguje moje dziecko na coś czego nie lubi. 
Tak więc babcia zabrała się za przygotowania do karmienia. Zawiązała młodemu śliniak, nalała zupki do talerzyka i zaczęła: "aaaam Antosiu..."
Nieświadomy i już dość głodny Antek rozdziawił paszcze i łyżka z zawartością buraczkowej powędrowała do buzi.
Cały czas obserwowałam minę Tośka, no przecież zupa zła nie była a dzieciak wcale nie musi wybrzydzać a wręcz odwrotnie powinien jeść co mu dają.
Tuż po tym jak młody zamknął buzie, zrobił wielkie oczy, jego policzki się wydeły jak u chomiczka, po czym...  wszystko co miał buzi z głośnym błeee wylądowało na jasnej bluzeczce babci.....
Nie muszę już chyba dodawać, że babci odechciało się karmić młodego...;)

niedziela, 26 sierpnia 2012

Jeszcze o pluciu

Nie ma się czym chwalić, Antek to pluja i koniec. Ktoregoś dnia, gdy jak zwykle poszłam go odebrać z przedszkola. Pani przedszkolanka (nie pierwszy chyba raz) zwróciła mi uwagę, że Antek pluje dzieci. Lecz tym razem było coś jeszcze. Pani przedszkolanka - pewnie poraz kolejny próbowała wytłumaczyć młodemu, że to nieładnie pluć dzieci, i że tak nie wolno. A Antek jak Antek odpowiadał z przekorą, że ładnie, i że wolno. Pani go zapytała:
-Antoś czy w domku ktoś Cię pluje?
-Tak, mama - miało odpowiedzieć moje dziecko...